Szepty w Mroku - Prolog



Prolog:

- Musisz ją ochronić, to jedyne wyjście- powiedział i spojrzał na stojącego przed nim chłopca.- Jesteś już gotowy aby przejąć rolę opiekuna.
Chłopak spojrzał na niego ale się nie odezwał. Jego czarne włosy lśniły w świetle lamp, oni siedzieli on stał, jednak w ich obecności czuł się jak nic nie znacząca jednostka, pomimo, że sam odwalał „brudną robotę”. Po chwili ciszy powiedział
- To za wcześnie, nie jest gotowa, jest za młoda- skrzywił się na myśl, że będzie musiał robić za niańkę i spojrzał na Starszyznę, która przydzieliła to zadanie jego przodkom i także jemu. Teraz była jego kolej na zostanie Opiekunem. Opiekunem osoby, która wygra z Ciemnością.
Siedzieli przed nim i patrzyli na niego. Ich wzrok wwiercał się w jego głowę. Byli przerażający. Nie byli typem miłych staruszków którzy grają w bingo i rozwiązują krzyżówki. Siedzieli przy wielkim trójkątnym stole, który miał symbolizować przymierze, które zawarli ze sobą bardzo dawno temu. On stał na jednym z rogów stołu. Był to wielki salon w stylu barokowym więc wszystko pozłacane. Panował tam przepych. Rada liczyła 5 osób. Pierwszy z nich Sirin był najstarszy więc przewodniczył Radzie, druga Boginka, trzeci Mamuna, czwarty Wodnik i ostatni, piąty, najmłodszy Skrzat.
- To już ten czas. Nie myśl, że nie wiemy co robimy- powiedział Sirin - Miałem wizję. Mrok nadchodzi. Nie mamy obrony, wszyscy zginiemy jeżeli się na czas nie przebudzi- wskazał palcem na chłopca- To twoje zadanie Amidasie. Ale pamiętaj, jeżeli zawiedziesz albo zrobisz to za szybko ona umrze, a po niej cała nasza Rasa. Przygotuj się do wyjazdu.
Chłopiec ukłonił się i wyszedł z pokoju. Potem odetchnął z ulgą, że już stamtąd wyszedł. Spotkania z Radą nigdy nie należały do najprzyjemniejszych, ale niestety, on widział się z nimi za często. Teraz przemierzał korytarze wielkiego pałacu. Szedł w stronę swojej sypialni żeby się spakować. Zastanawiał się jaka ona jest. Ma jej chronić, całe życie się do tego przygotowywał a nigdy jej nie widział. Podobno wyczuję, że to ona jak ją zobaczy.
Przy drzwiach jego pokoju stała dziewczyna o blond włosach, takie lubił najbardziej. Szczupła, miała długie nogi, i ubrała czarną krótką sukienkę, która podkreślała jej kształty. Podszedł do niej a ona go pocałowała w policzek, na przywitanie.
-Jak było?- zapytała dając mu chwilę na oddech.
-Tak jak zawsze Łucjo, nie drąż tematu- odpowiedział bez większego zainteresowania i odsunął się od niej otwierając drzwi swojego pokoju i do niego wchodząc. Od razu weszła za nim, nie czekając na zaproszenie, on jednak nie zareagował.
- Mi możesz wszystko powiedzieć- Usiadł na łóżku, Łucja podeszła i usiadła mu na kolanach
- Jutro wyjeżdżam.- odpowiedział zimnym tonem, bez wyrazu. Łucja pocałowała go
- Już? Nie jest za wcześnie? To jeszcze dzieciak!- oburzyła się.
-Rada uważa, że niedługo nadejdzie Mrok i trzeba ją już przygotować.- Pocałowała go znowu, tym razem bardziej namiętnie.
-To daj mi ostatnią wspólną noc, namiętną, dziką- patrzyła na niego i czekała na odpowiedź, on po prostu kiwnął głową. Wstała mu z kolan, patrzył się na nią, Łucja powoli zdjęła sukienkę, opadła na podłogę, usiadła mu na kolanach i zaczęła namiętnie całować. On się nie bronił, oddał pocałunek. Łucja zdjęła mu koszulkę.
-Spraw abym nie zapomniała tej nocy, nie wiemy kiedy się znowu zobaczymy.
To nie tak, że on ją kocha czy coś. Byli przyjaciółmi.




Komentarze

Prześlij komentarz